29 czerwca 2014 r. Szalona wycieczka rowerowa naszej wiceprezes

29 czerwca 2014 r. Szalona wycieczka rowerowa naszej wiceprezes

 2014-06-29 06.08.0729 czerwca 2014 r. Szalona wycieczka rowerowa naszej wiceprezes

Tydzień po triathlonie w Radkowie i tydzień przed Maratonem Gór Stołowych postanowiłam z kolegą z obozu triathlonowego podjąć wyzwanie przejechania blisko 280 km na rowerze. Trasy z Tarnowa (jego rodzinnego miasta) do Warszawy (jego aktualnego miejsca zamieszkania). Wiedzieliśmy, że lekko nie będzie, ale gdyby było to co to byłoby za wyzwanie!

Od samego początku nasz wypad miał wiele przygód. Zbiórkę mieliśmy na dworcu Warszawa Centralna. Ja po drodze chcąc zaoszczędzić na czasie nie zawracałam na stacje, a postanowiłam zatankować na autostradzie. Miałam tabliczkę, że stacja jest za 12 km, więc spokojnie mknęłam szybko do celu. A tu za chwilę korek! Matko! Tego oczywiście nie przewidziałam. Stoję. Czasu mało, bo byłam na ślubie tuż przed wyjazdem i wyjeżdżając z domu miałam 1,5 h do odjazdu pociągu. Jadę wolno jak ślimak! Powoli dowlokłam się do wjazdu na stację, a tutaj AWARIA! Nie można zatankować. Rezerwa miga! I co teraz?

2014-06-28 20.04.01Jadę wolno, byle dojechać do Warszawy i pierwszej stacji! Jest ORLEN! Tankuje za 49,90 zł by załatwić sprawę zbliżeniowo. Płacę, wybiegam ze stacji, pracownicy życzą mi powodzenia bo mam 10 min do odjazdu pociągu. Wyjeżdżam i po paru sekundach policja mi zajeżdża i macha lizakiem. Błagam go by szybko wypisał mandat, bo bajer iż byłam na ślubie policjanta, zapaliłam światła w trakcie (co było prawdą) nie podziałał, bo wg policjanta jechałam bardzo długo bez świateł, czyli jakieś 30 sec. Pan wypisywał mandat dobre 7 min! I życzył mi wolnej i spokojnej jazdy choć mam mało czasu. Nie muszę pisać jak jechałam. Dojeżdżam, parkuję, wyciągam rower. Jestem 3 minut po czasie. Ale pociąg odjechał punktualnie. Niestety. Nasz kolejny pociąg do Krakowa mieliśmy 45 minut później i ten akurat miał opóźnienie 30 minut, jak na złość. Bartek też po drodze złapał gumę, więc musieliśmy zmieniać ją w pociągu.

Nadmienię w dużym skrócie, że nam nie szło. Załamani zniszczyliśmy 3 zapasowe dętki, aż mieliśmy już oglądać film dla blondynek na youtube, ale udało się bez tego!

Problem był tylko tego typu, jak z Krakowa dostać się do Tarnowa, bo uciekł nam pociąg. Próbowaliśmy szukać PKSu, nawet transportu na blablacar, myśleliśmy też o łapaniu stopa, ale ostatecznie wylądowaliśmy w Ibis hotelu przy dworcu, by rano o 3.19 mieć pociąg do Tarnowa.

I tak, zamiast o 5 rano, przed 6 wyruszyliśmy w Tarnowie. Zatrzymaliśmy się na wyjeździe na śniadaniu na Statoil, po czym, pokrzepieni ruszyliśmy dalej.

Mieliśmy świadomość wariactwa, ale chcieliśmy dokonać niemożliwego. Nikt nie chciał z nami jechać. Wszyscy powtarzali, że zwariowaliśmy, ale my nawet nie chcieliśmy tego słuchać.

Pogoda była piękna. Słońce. Mały wietrzyk. Rewelacja. Pierwsze kilometry, pomimo iż było sporo górek i podjazdów przemierzyliśmy dość sprawnie. Jechaliśmy żółtymi trasami, więc aut też nie było zbyt wiele. Zapowiadał się udany wyjazd. Na półmetku – około 140 km zatrzymaliśmy się na obiad – znów na stacji Statoil. Akurat był festiwal hot dogów, więc zjedliśmy śmiesznie brzmiące specjalności stacji, wypiliśmy coś pokrzepiającego i ruszyliśmy dalej.

Upał nie ustępował, zmęczenie powoli dawało o sobie znać, a mnie coraz bardziej dokuczał bół czterech liter moich nieskromnych ;p

 IMG_00000529W Radomiu, po pokonaniu 180 km już widać było zmęczenie na naszych twarzach. Pokrzepiła nas tam Pani, która powiedziała, że musimy mieć niezłą kondycję, bo dwa razy nas mijała na trasie! Śmiałam się, że mamy pierwszych fanów, choć wizja jeszcze 100 km nie napawała mnie zbytnim optymizmem.

Niestrudzeni ruszyliśmy dalej. Już wolnej. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że 20 km przed Warką i jakieś 60 km przed Warszawą zaczęło błyskać, po czym padać i Bartkowi strzeliła guma! Znów! Co teraz? Burza w lesie? Brzmi słabo. Postanowiliśmy zrobić przerwa pod dachem jednego z domostw i zmienić oponę w tym czasie. Liczyliśmy, że burza przejdzie.

Zmieniając oponę w czasie burzy śmiałam się, że mamy szansę na nagrodę Darwina, nie ma to jak metalowe obręcze 😉 Nawet jeden piorun „złożył się” stosunkowo blisko od nas. Na szczęście obyło się bez tej zaszczytnej nagrody. Padało dalej, ale burza się oddaliła. Zrobiło się ciemno.

2014-06-29 12.01.00 2014-06-29 15.08.13

 Decyzja była trudna, ale postanowiliśmy w deszczu dojechać do SKM w Warce i złapać pociąg, bo burza szła z drugiej strony. 20 km w deszczu, po śliskim asfalcie, z szalejącą burzą w tle. Nie ma to jak atrakcje. Jeszcze po drodze dzwoniliśmy na policje, bo jakiś Pan spał w kałuży, w deszczu, przy przystanku.

Jakimś cudem i po tylu przeżyciach dotarliśmy. Mokrzy, zmęczeni, głodni i niestety niespełnieni. Brakło nam z 40 km do celu. Tylko i aż. Przejechaliśmy z 245 km. Pan w pociągu nie mógł w to uwierzyć, myślał, że go nabieramy. Było wesoło. Piękne dokonanie. Szkoda tylko, że pogoda pokrzyżowała nam plany. Za rok może się uda.

Kto chętny?

Ania Otocka
wiceprezes Szakali Bałut Łódź