5. Chemnitz Marathon – relacja Szymona

5. Chemnitz Marathon – relacja Szymona

news26223_140550078030 czerwca 2012 r. w Chemnitz, które od 1974 r. jest miastem partnerskim Łodzi, odbył się 5. Chemnitz Marathon. Bieg maratoński nie był jedynym dostępnym dla zawodników dystansem, gdyż zawodnicy mieli do wyboru również bieg na dystansie półmaratonu oraz 10 kilometrów. Dla młodszych sympatyków biegania czekał minimaraton, czyli bieg na dystansie 4,2 km.

 Chemnitz Marathon stanowi jedno z bardziej wyjątkowych i atrakcyjnych imprez w kalendarzu sportowym tego miasta. Stało się już tradycją, iż w tym wielkim sportowym święcie uczestniczą biegacze z miast partnerskich Chemnitz – w tym również z Łodzi. Na specjalne zaproszenie 19 osobowa grupa biegaczy z KB Arturówek oraz Szakali Bałut Łódź pojechała reprezentować barwy naszego Państwa i Miasta.

BezSzakalowy bieg?

Z Polski wyruszyliśmy skoro świt, by w godzinach popołudniowych dotrzeć do Chemnitz. Podróż choć przyjemna była bardzo gorąca z powodu słabej klimatyzacji w wynajętym busie. Na szczęście częste drzemki, które sobie ucinałem, przyśpieszyły dotarcie do celu naszej podróży. Hostel, w którym mieliśmy spędzić najbliższe dwie noce, jeszcze pachniał nowością. Jak się okazało w dniu wyjazdu (wtedy też byliśmy oprowadzeni z przewodnikiem po Chemnitz) należeliśmy do jednych z pierwszych gości, gdyż hostel oddano do użytku z początkiem czerwca.

Chwilę po naszym przyjeździe przywitała nas koordynatorka odpowiedzialna za gości z miast partnerskich. Porażka Niemiec z Włochami na polskiej ziemi chyba jeszcze wisiała w powietrzu, gdyż stereotypowa niemiecka skrupulatność uległa zachwianiu. Przy wydawaniu pamiątkowym koszulek z numerami startowymi okazało się, że na liście startowej nie ma zawodników z Szakali Bałut. Jednak dzięki szybkiej reakcji i po wykonaniu kilku telefonów, całą sytuację na szczęście udało się szybko wyjaśnić. Numery startowe miały na nas czekać z samego rana w dniu biegu.

Po szybkim rozpakowaniu naszych bagaży udaliśmy się na Pasta Party oraz wstępne zwiedzanie miasta oraz pobliskich centrów handlowych zaopatrując się w tutejsze trunki. W tym również omyłkowo bezalkoholowe (teraz już wiem, że należy czytać etykiety! )

24 świeczki na torcie zapalone…

Maraton w Chemnitz był moim piątym maratonem w mojej niedługiej, bo 2,5 letniej karierze biegowej. Wiązałem z nim niemałe nadzieje, gdyż planowałem zafundować sobie na jego trasie urodzinowy prezent, które w przeddzień biegu obchodziłem (24). Dlatego też, moim czasowym celem był wynik 3:24. Przy panującej na zewnątrz pogodzie była to totalna abstrakcją, ale cóż… Całe życie z wariatami.

Mimo, iż w dniu startu nie powinno się zanadto objadać, przedstartowy stres robił swoje. Gasiłem go właśnie przyrządzanymi z bufetu szwedzkiego posiłkami. Na szczęście moje łakomstwo nie dało o sobie znać się na trasie.

Maratończycy startowali o godz. 10.00. Z łódzkiej ekipy na dym dystansie biegły tylko 2 osoby: ja oraz Piotr z KB Arturówek. Pozostali wybrali dystans półmaratonu oraz 10 kilometrów. Wychodząc z hostelu mocno dało się odrzuć panującą na dworzu duchotę oraz upał. Kilkuminutowa rozgrzewka oraz trucht upocił mnie jak mocny kilkukilometrowy bieg. „Jak ja wytrzymam 3,5 godziny?”  – kilkukrotnie zadawałem sobie to pytanie. Pobiegamy, zobaczymy… Ruszyliśmy.

Nieopłacony abonament za prąd

Start biegu nastąpił z samego centrum miasta.  Po krótkim, blisko 1,5 kilometrowym odcinku, wraz z Piotrkiem wbiegliśmy na teren dużego parku, którego trasa w znacznej części osłonięta była cieniem. Biegło mi się komfortowo. Zerkając na zegarek widziałem ustalone dla siebie tempo 4:50 na kilometr. Mimo cienia dało się odczuć 30 stopniową temperaturę. Na szczęście na trasie były rozstawione liczne punkty z wodą (mniej więcej co 2-2,5 km). Pierwsze dwie pętle (z czterech) biegłem zgodnie z planem. Po zakończeniu drugiej pętli znacznie zwolniłem, nogi jakby przykute do siebie wąskim łańcuchem odmawiały biegu. CO SIĘ DZIEJE?! Pierwszy raz spotkałem się z takim uczuciem. Maratońska „ściana” to z pewnością nie była. Straciłem siły, chęci. Ktoś odciął mi prąd! Przeszedłem do marszu, zostawiając samotnie już biegnącego Piotrka. Za każdym razem kiedy próbowałem przejść choćby do truchtu czułem jak szybko ulatują ze mnie siły. Musiałem znów przechodzić do marszu. Jednak próbowałem dalej. Otuchy dodawali mi mijający mnie współtowarzysze, którzy wybrali krótsze dystanse. Piekielny upał. W samotnym marszobiegu pokonałem kolejne 13 kilometrów. Jeden z obcokrajowców, który biegł półmaraton próbował zachęcić mnie do biegu „I’ve marathon tempo, go with me”. Zdołałem tylko powiedzieć „no thanks” i pozwoliłem mu biec samemu. Pogoda ze mną wygrała. Jak się okazało chwilę później nie tylko ze mną. Wychodząc na osłoneczniony odcinek trasy zauważyłem jak wolontariusze próbowali ocucić zachęcającego mnie przed chwilą biegacza. Z nim też pogoda wygrała. Bieganie w taką pogodę nie należy wcale ani do przyjemnych, ani do bezpiecznych!

Witaj Polaku!

Na Ok 33. kilometrze trasy, zbiegając z niewielkiej górki, moim oczom ukazała się biała koszulka Piotrka. Ledwie udało mi się do niego dobiec. Był równie wycieńczony biegiem i pogodą jak ja. Wspólnie więc postanowiliśmy dotrzeć do mety. Czas nie miał już większego znaczenia, dlatego rozmowę i trucht przeplataliśmy marszem (który dominował na ostatnich kilometrach) oraz zapatrywaniem się w wodę i colę (której właściwości na długim dystansie poznałem dopiero teraz).

Na metę wbiegliśmy wspólnie po 4:00:23. Nie jest to wynik, który planowałem, ale przy tej pogodzie nie mogłem wybiegać nic lepszego. Patrząc na listę wyników, nie tylko nas pogoda złamała. Zająłem 56. miejsce w klasyfikacji generalnej (na 129 osób) oraz 6. miejsce w klasyfikacji wiekowej. Przekraczając linię mety, otrzymaliśmy nietuzinkowy, bo drewniany medal z podobizną na awersie Karola Marksa (Chemnitz w latach 1953-1990 nosiło nazwę Karl-Marx-Stadt, czyli Miasto Karola Marksa). Bieg w tym upale i walka o wynik były dla mnie ważną lekcją, by nie mierzyć sił nad zamiary, a zarazem i lekcją pokory.

Po udanym dla łodzian biegu (reprezentantka KB Arturówek zajęła 1. miejsce wśród kobiet w półmaratonie!, a wielu innych zawodników i zawodniczek zajęło czołowe miejsca w klasyfikacjach wiekowych), zawodnicy wraz z przewodnikiem mieli okazję zwiedzić miasto oraz poznać historię m.in. renesansowego Starego Ratusza z 1486 r., secesyjnego Nowego Ratusza z 1907 r., czy gotycki kościół św. Jakuba z lat 1350-1360.

 

Poniżej osiągnięcia naszych reprezentantów:

10 km:

Walczak Agata – 1 miejsce w kat. K 40

Lewandowska Ewa – 1 miejsce w kat. K 50

Stokowska Elżbieta

Lisicki Marek – 1 miejsce w kat. M 55

Bania Janusz – 1 miejsce w kat. M 65

 

Półmaraton

Katarzyna Żbikowska-Jusis (KB Arturówek) – 1 miejsce na dystansie półmaratonu w klasyfikacji generalnej kobiet!

Kubiak Katarzyna – 4 miejsce w kat. K 35

Karkowska Katarzyna – 3 miejsce w kat. K 40

Grzelewska Justyna

Otocka Anna

Pietrzak Andrzej (Szakale Bałut) – 2 miejsce w kat. M 35, 7 miejsce w klasyfikacji OPEN

Rakowski Maciej – 30. miejsce w klasyfikacji OPEN

Waśkowski Emil

Karkowski Piotr

Witold Gluck

Andrzej Ćwirko-Godycki – 3 miejsce w kat. M 50

 

Maraton

Pietrzak Piotr

Drab Szymon

Nieckuła Zbigniew – 4 miejsce w kat. M 55

 

Szymon Drab