Accenture India Marathon Expedition – List 3

Accenture India Marathon Expedition – List 3

Szakale w Aurangabadzie  – odcinek 3.

Na trzy dni Szakale z Accenture India Marathon Expedition osiadły w mieście zwanym Aurangabad. W tutejszej skali to niewielka mieścina – zaledwie 1,3 miliona mieszkańców. Nawet trochę tu czyściej, to znaczy tylko połowa ulic przypomina wysypisko śmieci, a niektóre miejsca wyglądają nawet na wysprzątane. Trzy dni przeznaczyliśmy na zwiedzanie, intensywnie, ale bez pośpiechu. Do większości atrakcji trzeba dojeżdżać (do Adżanty nawet 3 godziny autobusem), ale warto było. Pogoda stopniowo się poprawiała, aż doczekaliśmy dnia z dłuższymi przejaśnieniami i bez deszczu. Ma to też swoje złe strony – zrobiło się wyraźnie cieplej…

Adżanta

IMG_5888Urwisko nad rzeką, w którym około 2 tysięcy lat temu wykuto w skale trzydzieści buddyjskich obiektów sakralnych – świątyń i klasztorów. W ich ciemnych wnętrzach podziwiać można kute w skale kolumnady, posągi (z centralnym posągiem Buddy), pozostałości cennych malowideł. Niektóre świątynie są dwupoziomowe, zdarzają się obiekty bliźniaczo do siebie podobne. Wśród turystów przeważają Hindusi, a to nie czyni zwiedzania przyjemniejszym, są hałaśliwi, przepychają się, a w dusznych grotach daje się wyczuć intensywny zapach lokalnych wędrowców. Przypomnijmy przy tym, że za wejście płacą 20 razy mniej niż obcokrajowcy.

IMG_3457IMG_3473

Ellora

IMG_3521Inny, nieco późniejszy kompleks świątyń, również kutych w skale na zboczu góry. Tu też jest ich około trzydziestu. Składają się one na trzy kompleksy  obiektów: buddyjskie, hinduistyczne i dźinijskie (czyli religii zabraniającej krzywdzenia jakichkolwiek żywych istot, której współcześni wyznawcy nie jedzą nawet cebuli, gdyż nie mogą wykluczyć, że przy jej wyrywaniu nie dojdzie do uszkodzenia żyjących w ziemi owadów). Te obiekty są większe niż w Adżancie, a największe wrażenie robi wielka, również kuta w skale (od góry), hinduistyczna Kajlasantha z połowy VIII w. Niestety, tu też trafiamy na tłumy lokalnych turystów, dla których ulubioną rozrywką jest robienie sobie selfie z białym człowiekiem (jak z białym misiem na Gubałówce). Uciążliwe to jest jak diabli, więc coraz częściej odmawiamy.

W zespole grot dźinijskich jest spokojniej, wielu miejscowych nie dociera, gdyż trzeba tu dojść 700 metrów. Z kompleksu Ellory wywozi nas policja. Nie, nie dopuściliśmy się żadnego wykroczenia, po prostu – podwieźli nas, po drodze podrzucając jeszcze do jednaj, pominiętej przez nas, groty.

Warto podkreślić, że jedna z naukowych koncepcji dotyczących powstania świątyń głosi, że kuli je czciciele kotki Ellory, wierzący, że po kilkunastu stuleciach zstąpi Ona na Ziemię i zapanuje ogólna szczęśliwość. Tak właśnie (czyli Ellorah) zwie się dwuletnia kotka Macieja, znana już chyba wszystkim Szakalom. Chyba należałoby okazywać więcej szacunku Boskiej Kocicy.

IMG_6000IMG_3637

Daulatabad

IMG_3871Dwunastowieczna warownia na wzgórzu, którego zbocza skuto, by stały się bardziej strome. Wykute są również ponure, głębokie fosy. Wokół góry rozległe pierścienie murów obronnych. Tutaj w XIV w. próbowano przenieść z Delhi stolicę państwa i nakazano mieszkańcom pieszą wędrówkę. Tym, co przeżyli, po jakimś czasie wydano rozkaz powrotu, znów większość zmarła w drodze.

Pniemy się w górę, przez kolejne pierścienie murów, podziwiając widoki na zieloną okolicę i sąsiednie wzgórza. Najciekawszy fragment trasy wiedzie schodami przez kute w skałach tunele. Nad nami wiszą tysiące nietoperzy. Zapach ich odchodów, a zwłaszcza moczu, jest tak intensywny, że aż kręci się w głowie. Dobrze, że mamy latarki. Coś kapnęło na głowę. Woda, czy może…?

IMG_3866IMG_3858

Bibika Maqbara

Siedemnastowieczne mauzoleum podobne do Taj Mahal. Mniejsze, ale również efektowne, do tego otoczone przyjemnym ogrodem. Turystów też nieco mniej, ale i tak za dużo. W twierdzy oraz w mauzoleum nie spotykamy innych cudzoziemców.

IMG_3921IMG_2900

***

Aurangabad dobrze zapisze się w naszej pamięci. Oprócz zabytków wspominać będziemy pyszny obiad ostatniego dnia w przydrożnej restauracji. Potraw nie opisujemy, bo nie potrafimy, wiemy, że były całkiem dobre. Ostatniego dnia trafiliśmy też na wyjątkowo miłego i rozgarniętego kierowcę tuk-tuka, warto przy tym podkreślić, że choć przewodnik opisuje tuk-tuki jako pojazdy dwuosobowe, my mknęliśmy nimi w piątkę.

Nocnym pociągiem opuszczamy miasto. Zdobycie biletów nie było łatwe. Na dworcu Marta z Jackiem usłyszeli, że biletów na składy do Hyderabadu już nie ma (choć każdy liczy ze 30 wagonów). Podpowiedź hinduskiego lekarza pomogła nam jednak wywalczyć bilety z puli turystycznej trzymanej na ostatnią chwilę. Mamy bilety, więc pewnie pojedziemy. Noc w indyjskim pociągu – trzymajcie kciuki.

IMG_3914IMG_3979

>GALERIA ZDJĘĆ<