Accenture India Marathon Expedition – List 4 [maraton]

Accenture India Marathon Expedition – List 4 [maraton]

Accenture India Marathon Expedition – Szakale Bałut na maratonie w Hyderabadzie.

26 sierpnia, dochodzi 5 rano. W Polsce 1.30 – trudno powiedzieć, że rano. Ciemno. Ciepło, ale nie gorąco. Trochę duszno, ale nie jest źle. Stoimy na starcie maratonu, wokół nas 800 rywali. Nie widzimy nikogo białego. „Aksenczier? Aksenczier?” – co chwile ktoś pyta nas z uśmiechem. Nasz sponsor okazuje się być tu dobrze znany.

40112718_1935647036456450_2700369183081758720_n2

Od początku podzieliliśmy się na dwa zespoły. Małgosia z Jackiem postanowili trzymać się razem, być może ma to jakiś związek z tym, że są małżeństwem. Ale niekoniecznie, gdyż Szymon z Maćkiem też ruszyli w duecie, a przecież małżeństwem nie są.

40162366_1935651029789384_5873285597375758336_nGosia z Jackiem wytrwali razem aż do mety, na którą wpadli z czasem 5.15. Pod koniec – na dłuższych podbiegach – przechodzili do marszu, więc nie dopadły ich skurcze. Szymon z Maciejem walczyli w tandemie do 32 km., gdy Szymon oznajmił, że musi zwolnić. Maciek zwolnił dopiero później, ale za to cóż to było za zwolnienie, na ostatnich kilometrach więcej stał – i rozluźniał nogi zaatakowane przez kurcze – niż biegł. Obaj Szakale, dopóki biegli razem, realizowali taktykę celów pośrednich: biec do 10 km., do dwudziestego, nie przestać biec do 28…. „A teraz, Szymon, coś mniej ambitnego, 5 kilometrów, do trzydziestego trzeciego”… Ale kolejny cel – następne trzy, do 36., Maciek realizował już sam. Ostatecznie Maciek nabiegał 4.32, a Szymon 4.36 (bo i jego dopadł syndrom kurczącego się mięśnia).

Profil trasy zaskoczył nas na minus, a pogoda na plus. Było sporo podbiegów, a meta znajdowała się kilkadziesiąt metrów wyżej niż start, w linii prostej oba punkty dzieliło około 20 km. Za to nie było nadmiernie duszno i gorąco, co nie oznacza, że wcale nie czuliśmy, że biegniemy w tropikach. Po prostu, pamiętamy, co działo się rok temu w Wietnamie. Tym razem mieliśmy trochę szczęścia.

Trasa znakomicie zabezpieczona i oznakowana w sposób niebudzący wątpliwości. W mieście, które całe jest jednym wielkim drogowym korkiem, organizatorom udało się wyłączyć całe arterie. Meta na stadionie, na którym spotykali się zawodnicy z różnych dystansów, więc trybuny były ładnie zapełnione. W sumie ścigało się kilka tysięcy osób, na dyszkę prawdziwe tłumy, w które przyszło nam wpaść w połowie dystansu. Niektórzy lokalni biegacze przemieszczali się boso, inni dźwigali na plecach grzechoczące plecaki… – „Po co im tyle groszków?” – zastanawialiśmy się.

Punkty z wodą bardzo często, na nich także kubeczki z izotonikiem. Gosia z Jackiem pochłonęli wielkie ilości owoców, Szymon z Jackiem bazowali na zabranych z kraju żelach Ale. Co ciekawe, na punktach odżywczych brakowało tradycyjnych indyjskich pikantnych potraw. „No spicy” było też jedzenie na mecie, które, choć wyglądało mało zachęcająco, było – po prostu – pyszne.

40145557_1935653146455839_1001711447169826816_n40101271_1935651643122656_4985116210585665536_n

Wieczornym lotem dotarliśmy do deszczowego Bombaju. Przed nami dzień intensywnego zwiedzania i ruszamy do Polski.

>>GALERIA ZDJĘĆ<<