Funchal Marathon – relacja z maratonu w stolicy Madery

Funchal Marathon – relacja z maratonu w stolicy Madery

Gdzieś w połowie grudnia…

– Długo Pan biega? – zapytał ortopeda podczas badania USG
– Będzie 10 lat, więc chyba długo, choć to pojęcie względne
– A nie myślał Pan o zmianie dyscypliny?
– Szachy? Przyznam szczerze, że prędzej zmieniłbym lekarza, niż myślał o zaprzestaniu biegania…
[chwila ciszy…]
– Z fali uderzeniowej musimy zrezygnować. Pozostaje terapia manualna i cierpliwość.

 ***

Funchal  Marathon, czyli maraton w stolicy Madery długo stał pod znakiem zapytania. Kontuzja kolana, która wyłączyła mnie na cały grudzień z biegania, nie napawała optymizmem. Koniec końców, w styczniu wróciłem na biegowe ścieżki, choć zachowawczo, reagując na każdy bodziec, który gdzieś tam krzątał się przy kolanie. Na szczęście do samego wyjazdu nie wróciło nic na tyle niepokojącego, co sprawiłoby bym miał zrezygnować ze startu, głównie za sprawą fizjo (dziękuję!), bo przecież nie dzięki motywacji ortopedy z dyskusji powyżej :), oraz przyłożeniu dużo większej wagi do rolowania, które na stałe wpisało się w harmonogram treningów.

Maraton. Chyba kolejny, przy którym stawiałem duży znak zapytania w aspekcie zakładanego wyniku. Raz, że cały grudzień był mocnym roztrenowaniem, dwa – półmaraton, który próbnie zrobiłem na tydzień przed wyjazdem ukończyłem z jęzorem do samej ziemi, ledwo człapiąc do domu i trzy …. noc z piątku na sobotę przespałem na lotnisku, czekając na sobotni lot do Funchal. Jeżeli z tej układanki ułożyć dobry wynik, to jak zakładać finał mundialu z naszą reprezentacją.

Z Polski wylecieliśmy w piątek, następnie 12 godzin (w nocy) spędziliśmy na lotnisku w Kolonii, by o 13 w sobotę zameldować się w Funchal. Krótki spacer po mieście, odbiór pakietów startowych oraz zakup izotoników na wieczór – wino Santa i Marta portugalskie Porto – jeżeli nie mam formy, to na pewno nie zaszkodzi.

IMG_20220121_201820 IMG_20220122_164910

Jeżeli spojrzeć na profil Madery – trudno szukać na nim długich płaskich odcinków. Tym większe miałem obawy, że sam trasa maratonu będzie to raz wnosiła się w górę by następnie zabijać „czwórki” na zbiegach. Nie było jednak tak źle, choć zarazem trasa też nie należała do „życiówkowych”. Jeżeli szukać też maratonów z piękną scenerią i widokami oraz ciekawą trasą, to Funchal Marathon do nich nie należy. Uczestnicy maratonu mieli do pokonania najpierw 4 ok. 7,5 kilometrowe pętle na zachodzie miasta, by następnie po dobiegnięciu do centrum zmierzyć się z kolejnymi 3 ok. 4 kilometrowymi pętlami. Ostatnia prosta i meta – banalne prawda?

Jak wspomniałem, specjalnych założeń na bieg nie miałem. Wrześniowy maraton w Rzymie udało się ukończyć w 3:30, Maderę – z uwagi na profil trasy, przerwę i niepewność o kolano – chętnie widziałbym z wynikiem nie gorszym niż 3:45, choć i wynik 3:50 byłbym w stanie zaakceptować. Idąc rano na start (zaledwie 3 km) podczas jednego ze stromych podejść, znów odezwało się kolano. Kilka cierpkich, niekoniecznie nadających się do relacji, słów rzuciłem pod nosem. Jeżeli dobiegnę do 20 kilometra bez bólu, resztę marszo-biegiem postaram się „uciułać”, jeżeli kolano zatrzyma mnie wcześniej – zejdę z trasy i postawię na DNF przy wyniku. Trudno.

IMG_20220123_082733 IMG_20220123_080152

Kilka zdjęć na starcie, odliczanie i … RUSZYLI! Trudne decyzje wymagają odważnych zachowań. Postanowiłem ruszyć mocniej, by przed potencjalnym nawrotem bólu w kolanie przebiec jak najwięcej km. Niespecjalnie podobała mi się wizja rezygnacji z biegu, więc z dwojga złego wołałem już gorszy wynik, w części przemaszerowany, ale z możliwością przekroczenia linii mety. Jak pomyślałem, tak zrobiłem – pierwsze 8 km przy średnim tempie 4:45… Sam nie wierzyłem, że nogi tak niosą. Długo też nie musiałem czekać na sygnał w kolanie, ledwie dobiegłem do 3 kilometra, gdy poczułem kulę przetaczającą się przez kolano… „osz cholero, ostatnio zaczęło mi doskwierać drugie kolano, a teraz ty się odzywasz?” Ledwie pomyślałem o drugim, gdy uczucie przetaczającej się kuli pojawiło się i w nim. Spróbowałem zmienić nieco technikę, starając się możliwie krótko stawiać stopy podczas odbicia i chyba pomogło, ból zelżał by wreszcie ustąpić. Pora więc skupić się na utrzymaniu tempa na „chomiczej” trasie. Na pierwszych 4 pętlach czekały nas 2 dość mocne podbiegi – o ile pierwsze 2 kółka „łyknąłem” bez większych problemów, o tyle kolejne już sprawiały mniej przyjemności. Ostatnią – 4 pętlę, miałem wrażenie że pokonuję 15 raz. Podbieg dłużył się niemiłosiernie. Postawiłem sobie za cel jednak „zero marszu” i cel ten udało się utrzymać do końca. Utrzymać do końca nie udało się jednak tempa, zgodnie z przewidywaniami, po 21 kilometrze siadło i z czasu w okolicach półmetka na wynik ok. 3:23, zgodnie z tempem z kolejnych kilometrów, przewidywałem ukończenie w okolicy 3:30-3:35.

IMG_20220123_110717_1 IMG_20220123_084004

To jednak maraton, przygoda zacznie się po 30 km. Nogi ciążyły coraz bardziej, wiatr wzdłuż trasy biegnącej nabrzeżem, wiał raz w bok, raz w plecy, a raz „wmordewidnem”, nie ułatwiając biegu. Rób swoje Szymon, kilometr za kilometrem. W okolicach 36 kilometra gula w prawym kolanie zadomowiła się na stałe. Jeszcze tylko 6 km. Mijanie kolejnych zawodników motywowało, nieważne że byli to zawodnicy startujący w półmaratonie. 37, 38, 39 km, ostatnia nawrotka i ostatnia prosta do mety. Próbowałem przyśpieszyć, ale wtedy czułem, że w łydkę zaczynają mnie kąsać skurcze, bez szaleństw, choć z równie dużą radością przekroczyłem metę kolejnego maratonu.

IMG_20220123_120413 IMG_20220123_123401

Wynik? Miła niespodzianka – 3:33:12, 35 miejsce na 180 startujących w maratonie zawodników! Nawet ranny szakal nie poddaje się i walczy do końca!

Zarazem Funchal Maraton był biegiem na którym Szakale testowały nowe koszulki ULTRA od Azymut.clothing. Muszę przyznać, że koszulka sprawdziła RE-WE-LA-CYJNIE! Obniżona gramatura, lekkość i przewiewność przy temperaturze otoczenia (ok 24-25 st.C). Z tym krojem i materiałem zaprzyjaźnimy się na dłużej! :)

IMG_20220123_124025

Peace & Love!

Szakal Szymon