HERBALIFE TRIATHLON GDYNIA 2014!

HERBALIFE TRIATHLON GDYNIA 2014!

 IMG_4589HERBALIFE TRIATHLON GDYNIA 2014!

Tegoroczne zawody były dla mnie pełne nostalgii. Ponownie Gdynia. To tutaj miałam rok temu swój triathlonowy debiut. Nie wiedziałam, jak to będzie wyglądać, trenowałam bez planu, a raczej „jak się trafi”, nie wiedziałam ile potrzebuję żeli, co będę jeść, jak będzie wyglądać trasa.

Zaś w tym roku, poza trasą rowerową (dwa dłuższe kółka, zamiast trzech) nie za wiele się zmieniło. Wiedziałam już czego (mniej więcej) się spodziewać. Wiedziałam jaka świetna była atmosfera oraz doping i liczyłam, że w tym roku gorzej nie będzie.

Zresztą musiał być progres, bo w tym roku nie byłam tuż przed triathlonem na weselu, więc starałam się wyspać, lepiej jeść. Mieć plan treningowy i go przestrzegać (w miarę możliwości). Jedyne co mnie zastanawiało to IRONMAN w Kanadzie, który ukończyłam dwa tygodnie przed startem. Czy będzie mieć to duży wpływ? Czy dam radę? Czy odczuję IRONa? Pierwszy tydzień musiałam mieć roztrenowania, więc o treningach przed triathlonem w Gdyni nie było w zasadzie mowy. Ale kto by się tym przejmował?! Miał być fun/dobra zabawa i z takim nastawieniem jechałam na te zawody.

Trójmiasto jak zawsze mnie nie zawiodło. Było dużo miejsc by pójść na spacer czy zjeść coś dobrego. Dużo turystów. Ta część Polski w tym okresie tętni życiem do tego stopnia, że aż samemu chce się żyć A tym bardziej na kolejne wyzwanie!

zdjęcie 1Standardowo dzień przed wyścigiem odebrałam pakiet startowy. Dostałam opaskę umożliwiającą wejście do strefy dla zawodników, jakieś miłe Panie nakleiły mi nr startowy na nogę oraz ramię, dostałam czepek, chip, nr startowy oraz zaliczyłam odprawę techniczną, byłam na ostatnim „check-in” z moim rowerem, odstawiłam go potem do boksu i już tylko czekałam na poranek i kolejny challenge! Moją drugą połówkę IRONa i czwarty triathlon w ogóle.

Na kibiców jak zawsze można było polegać w dniu startu. Okrzyki, brawa czy skandowanie imienia nadbiegającego zawodnika! To było coś! Pomysł na 4 kółka biegowe jest o tyle dobry, że kibiców jest więcej przez co mogą kibicować dłużej. Także rodzinie i przyjaciołom łatwiej się kibicuje, gdy wszystko rozgrywa się wokół Skweru Kościuszki.

Same zawody były bez zarzutu. Oczywiście w wodzie był młyn. Ktoś mnie kopnął, ktoś po mnie przepłynął, ktoś mnie zahaczył – standard. Poszło mi w miarę sprawnie. Potem tylko długi podbieg do strefy zmian. Tam wzięcie roweru i bieg do wyjścia na trasę. W tym roku musiałam przebiec z rowerem całą strefę, bo byłam na samym początku. Rower miałam nowy od 3 dni, więc nie byłam dobrze zaznajomiona z lemondką, ale 90 km dało mi wystarczająco dużo czasu by się z moim Skocikiem zaprzyjaźnić. Z jego pomocą utrzymałam niezłe tempo i NAWET kogoś wyprzedziłam. Bieganie starałam się nie zacząć zbyt mocno, a potem skupiłam się na tym by trzymać tempo i zrobić piękny finish, co po okrzykach kibiców zakładam, że udało mi się osiągnąć 😉

I tak, dwa tygodnie po IRONMANie w Kanadzie zrobiłam życiówkę w pięknym stylu – 5 h 31 min (37min/2h53min/1h51min) jest rekord!!! Zeszłoroczny wynik 6 h 37 min (45min/3h32min/2h6min) poprawiony o godzinę i sześć minut! Co tu dużo mówić jest moc! Za rok też będę (mam nadzieję)! Dziękuję wszystkim za doping! Bez Was ta chwila nie byłaby tak piękna, a bez Waszego wsparcia na pewno nie poszłoby mi tak dobrze!

A sam triathlon… co tu dużo mówić?! Czysta przyjemność!!!

IMG_4534 zdjęcie 3

Anna Otocka