Listy z Kolumbii cz. I – Accenture Medellin Marathon Expedition

Listy z Kolumbii cz. I – Accenture Medellin Marathon Expedition

5Do Kolumbii Szakale dotarły bez większych przeszkód. Bez większych, bo jakieś atrakcje musiały przecież być. Martyna i Krzysztof nie dotarli na czas na samolot z Warszawy do Berlina (na szczęście istnieje również kolej), a Klaudia z Maciejem wyruszali w podróż prosto z wesela.

Po dotarciu do Bogoty lokalnymi liniami ruszyliśmy od razu do maista Neiva, a stamtąd, już kolejnego dnia rano, do turystycznej Mekki Kolumbii, czyli do San Agustin, znanego z prehistotycznych tajemniczych figur. Przed wiekami istniała tu cywilizacja, po której pozostały posągi i grobowce wodzów oraz szamanów. Figury przetrwał w ziemi, gdyż ludzie z kultury San Agustin, przed podbiciem ich przez Inków, swoje rzeźby zakopali. Pewnie większość z nich nadal spoczywa w gruncie, zresztą nie szuka ich się, gdyż wyjęte na powierzchnię podlegają erozji. Najlepiej byłoby trzymać je w szklanych sarkofagach, ale w praktyce stoją na gruncie, osłonięte od góry daszkami.

1Pierwszego dnia Szakale wędrowały po Parku Archeologicznym. Tam podziwialiśmy posągi – wielkie oczy, wystające kły, trzymane w szponach postacie jeszcze dziś budzą niepokój. Wybrażenia przedstawiały mityczne postacie i plemiennych wodzów, płci obojga. Co ciekawe – niektórzy widzą na nich elementy innych kultur: egipskie turbany i ozdoby, oczy Horusa. Miejscowi przewodnicy przedstawiają to jako dowód kontaktów między antycznymi cywilizacjami różnych kontynentów, a pewnie są i tacy, którzy znajdą tu dowody na wizyty kosmitów. Zresztą same figury też mogą być uznane za wyobrażenia obcych, pożerających ziemian.

2Następnego dnia czekały na nas szczególne atrakcje. Konna wycieczka po okolicy, znów z podziwianiem posągów. Było to o tyle zabawne, że wcześniej tylko dwoje z nas dosiadało rumaków. Poradziliśmy sobie wspaniale, galopowaliśmy po górskich traktach, choć u niektórych (najbardziej u Macieja) wystąpiły tzw. dolegliwości bólowe tylnej części ciała, obitej o siodło. Po drodze uraczono nas herbatką z liści koki. Efektów nikt nie zauważył.
Po któtkim odpoczynku ruszyliśmy na wodę. Rafting to to, co Szakale lubią również. Rwąca rzeka Magdalena, do tego przenikliwy chłód, a my w kipieli. Machaliśmy wiosłami usiłując zrozumieć, co do nas – po hiszpańsku – krzyczy sternik. Chlup…. i kolejna fontanna lodowatej wody, i znów płyniemy rufą do tyłu…. Do tego ulewa z nieba… Na szczęście nikt nie wypadł, nikt się nie utopił. Dobrze, że mieliśmy pianki, a źle, że popsuła sie szakalowa kamera i z filmowej relacji nici.

Zaraz ruszamy na wycieczkę jeepami. Znów będą posągi. A co jeszcze? kto wie…..

Więcej zdjęć: >TUTAJ<

6 4 3 14102592_1172738099414018_7553277440396976283_n