Listy z Kolumbii cz. VI – Maraton w mieście Pablo Escobara

Listy z Kolumbii cz. VI – Maraton w mieście Pablo Escobara

Szakale biegają w Medellin.
11 września 2016 r. Bieg już za nami.

kolumbia6Rano (a w zasadzie w nocy, bo wstawaliśmy wyraźnie przed świtem) pogoda solidnie nas wystraszyła. Po prostu lało, a w ciemności wyglądało to bardziej złowrogo. Sprawdziliśmy prognozy – „będzie padać” wyczytaliśmy z nich. Spotkała nas jednak niespodzianka – gdy tylko wyszliśmy przed hotel przestało padać. A potem nawet wyszło słońce. Miało to też złe strony – było ładniej, ale woda zgromadzona przez noc musiała wyparować, więc zrobiło się duszno.
O 6.30 startował maraton i półmaraton, których trasy początkowo wiodły razem, potem osobno, potem trochę razem, potem znów osobno, by na koniec się spotkać przed metą. W połówce wystąpili Małgosia i Jacek Moszczyńscy. Jacek po operacji kolana, więc biegli razem i ukończyli w czasie 2.16 (wszystkie czasy są na razie orientacyjne).
Potem na mecie zameldował się Krzysztof Słowikowski – ok. 45 na „dyszkę”.

Później zaś zaczęli pojawiać się nasi maratończycy. Ich na trasie czekały największe atrakcje – podbieg od 20 do 28 kilometra. Potem co prawda zbieg, ale już na miękkich nogach. Maciej Rakowski, z charakterystycznym mało optymistycznym wyrazem twarzy, dotarł w czasie 3.35. Klaudia Kobus, po agresywnej końcówce nabiegała 4.37, a Martyna Jóźwikowska (Słowikowska) zameldowała się z czasem około 4.57.
Wszyscy przeżyli i doczołgali się do hotelu.

Teraz siedzimy i zastanawiamy się, dlaczego to był „Maraton Kwiatów”. Źle nie było, ale tytułowe kwiaty to pewna przesada.

Wkrótce bardziej szczegółowa relacja.

Więcej zdjęć >>TUTAJ<<

kolumbia6b