Szakale Bałut idą do piekła, czyli 80km z Gdyni na Hel na trasie ultra maratonu „Go to Hell 2016”.

Szakale Bałut idą do piekła, czyli 80km z Gdyni na Hel na trasie ultra maratonu „Go to Hell 2016”.

Pomimo, że  powoli przestaję lubić bieganie, dałem się namówić, na pokonanie dystansu ultra maratonu. Wybór padł na ultra maraton na trasie Gdynia – Dębogórze – Osłonino – Puck – Władysławowo – Kuźnica – Jurata – Hel, czyli łatwizna. Przecież to tylko 80 kilometrów wzdłuż linii brzegowej Bałtyku.

Jak zawsze poświęciłem sporo czasu na przygotowania. Zakupiłem nowe buty oraz pas biodrowy. Pozostało tylko ćwiczyć. Tak w pierwszym półroczu 2016 roku, zgodnie z planem treningowym, zrealizowałem 6 treningów przebiegając łącznie może z 42 kilometry.Kilometraż wyrobiony, więc tak przygotowany udałem się do Gdyni.

Chwile przed…

W czasie podróży pociągiem w wagonie numer 13, podziwiałem zdjęcia z nawałnicy, która miała miejsce w okolicy trasy biegu, nie zdając sobie sprawy, że będzie to mogło mieć wpływ na mój start. Po dotarciu na miejsce, udaliśmy się razem z Edytą na spotkanie organizacyjne w klubie „Dwa Światy” w Gdyni. Pobraliśmy pakiety startowe oraz przekazaliśmy nasze worki żywieniowe na punkty, po czym usiedliśmy przy stoliku numer 13.

 Na uwagę zasługuję zachowanie organizatora biegu, który podchodząc do stolików, starał się poznać każdego z biegaczy, jednocześnie integrując towarzystwo. Wszyscy odbierali mnie jako głównego zawodnika, i z zaskoczeniem odbierali informację, że Edyta też biegnie, wyrażając to w niniejszy sposób „a to Ty też biegniesz??”. Cóż później się przekonali jak bardzo się mylili.

 Po spotkaniu nadszedł czas na szybką kolację bogatą w węglowodany i refleksję przed snem – „czy nie popełniłem błędów w przygotowaniach?”

 Zegarek nastawiony. Pobudka 03:15.

Zabawę czas zacząć…. 

 4522Środek nocy, szybki naleśnik z masłem orzechowym i meldujemy się na starcie. Piękny widok, wschód słońca w marina w Gdyni, kawa i perspektywa walki samym  z sobą.


Ruszyliśmy przed siebie i już na skwerze Kościuszki, można było zaobserwować różnicę w poziomie przygotowania do biegu. Niektórzy gnali jak szaleni, zostawiając nas na końcu stawki. Cóż spodziewaliśmy się tego, więc nie przeszkodziło to nam w realizacji naszego planu na bieg. Pierwsze kilometry w mieście a potem w las.

Organizator zadbał, aby było wesoło umieszczając zabawne hasła na trasie i tak o to zobaczyliśmy napis „Bieganie boli. Lepiej zaakceptuj to na początku w innym razie nigdzie nie dotrzesz”. Jakże to stwierdzenie okazało się prawdziwe w dalszych etapach biegu.


Okazało się, że musieliśmy pokonywać  drogę, brodząc w wodzie. To nie tak miało być, woda miejscami sięgała po kolana.
Ale jazda, mamy dodatkowe atrakcje i banany na twarzy.


DSC01508_1W miarę pokonanego dystansu, Edyta zaczynała się rozkręcać i tak ok. 20 kilometra Szakalica pomachała kitą i wystrzeliła przed siebie, pozostawiając  mnie samego w towarzystwie backup teamu, w tym przypadku Izabeli Dziedzic, która na drugim punkcie żywieniowym poratowała mnie nowymi skarpetkami oraz wazeliną.W ten o to sposób stado Szakali Bałut rozdzieliło się, a „samica Alfa” czyli  Edyta,  ruszyła do przodu.

Powoli drepcząc, podążałem do następnego punktu. Mijając stado krów, jedna biała „mućka”, stojąca przy trasie postanowiła do mnie dołączyć. W ten o to sposób doszło do małej rywalizacji, pomimo walki, krowa biegnąca obok mnie przegoniła mnie, zmuszając mnie do zwiększenia tempa biegu. Następnie po chwili błądzenia w lesie i perspektywy kolejnej wodnej przeprawy,  dołączyła do mnie Magda na rowerze z backup teamu, dzielnie mnie wspierając i poganiając. Tak o to pokonywałem kolejne kilometry. Okazało się, że nie jestem ostatni więc dzielnie parłem do przodu.

DSC01514_2Po dalszych chwilach zwątpienia i kuszącej możliwości podjechania paru kilometrów pociągiem, dotarłem do Kuźnicy. Był to ok. 60 kilometr biegu. Batonik, żel i chwila rozmowy z miłymi ludźmi z backup teamu, pamiątkowe zdjęcie i informacja, że Edyta jest w czołówce kobiet.

Ok. Ruszyłem do przodu. Chwila biegu i dłuższy moment marszu.

Tak pokonywałem ostatnie kilometry, niestety już jako ostatni. Magda dzielnie mnie wspierała, nawet nie wiedziałem, że można tak wolno jechać na rowerze. Dziewczyna napracowała się, pilnując  mnie abym  dotarł na metę. Kolejne punkty i wsparcie sympatycznych ludzi, aż w końcu pozostał ostatni kilometr

Okazało się, że jestem najważniejszym zawodnikiem, gdyż beze mnie na mecie, organizator nie rozpocznie ceremonii nagradzania zwycięzców. Ostatnie metry i padam na twarz, czołgając się do linii mety.


DSC01520_5W ten o to sposób kończę swój pierwszy ultra maraton, co prawda jako ostatni zawodnik, ale prawie z godzinnym zapasem limitu czasowego.Jednocześnie udowodniłem sam sobie oraz wszystkim, że można ukończyć, nie tylko maraton a nawet ultramaraton, bez przygotowania.

Wrażenia i satysfakcja bezcenna. Organizacja biegu wzorowa. Jednakże, był to bieg koleżeński
i pozostaje pytanie czy wszyscy uczciwie pokonali dystans 80km, czy może skorzystali z  „podwózki” ?
Hmm.. tego niestety się nie dowiemy.


Gorąco polecam tą imprezę i zapraszam do udziału w kolejnych edycjach „Go to Hell”,  a przede wszystkim dziękuje Magdzie i Izie z backup teamu oraz organizatorowi Marcinowi Glebow.

Zapraszam na stronę biegu http://gotohell.com.pl/


Z innej perspektywy….

13690727_1201284446589190_6623362630972102987_n_0Edyta Andrzejewska : Najgorsza była pobudka, jednak na starcie, po spotkaniu innych zawodników i wypiciu pysznej kawki z budki „Honolulu”, nabrałam wiatru w żagle i postanowiłam że dam z siebie wszystko. Początki, czyli pierwsze 20 kilometrów pokonałam bardzo opornie, zresztą  jak zawsze. Później tradycyjnie przyspieszyłam i starałam się utrzymać jedno tempo, co nie sprawiało mi trudności. Pogoda dopisała, widoki również a wsparcie ludzi na trasie zasługuje na pochwałę.

Jedyny minus to fakt, że między 20 a 70 kilometrem biegłam sama. Zaskoczona byłam, że na tyle utrzymałam tempo, że na ostatnich kilometrach wyprzedzałam kilku zawodników. Walczyłam do ostatnich kilometrów.Na mecie zostałam bardzo mile przywitana i zaproszona na kolejną edycję biegu GoToHell , tym razem na 120 kilometrów. Pokusa silna , budząca moje przerażenie.

A tym osobom, które reagowały na mój udział w biegu : „ A to Ty też biegniesz” utarłam lekko nosa, pozostawiając ich w tyle. :)    


13728925_929354443857789_1675646901066814844_nIzabela Dziedzic: Witajcie,
przede wszystkim było mi niezmiernie miło móc z Wami spędzić piątkowy wieczór i sobotę.Jestem bardzo szczęśliwa, że wszyscy podołaliście zadaniu i ukończyliście ten morderczy bieg z Gdyni na Hel (na dystansie 80km). Jestem z Was niezmiernie dumna. Cieszy mnie fakt, że żadne z Was nie potraktowało jako wymówki do zejścia z trasy tych drobnych kałuży sięgających czasami powyżej kolan. Zaimponowaliście mi niezmiernie Czas ukończenia naprawdę nie jest istotny liczy się charakter, a tego nikomu nie zabrakło. Nie mogłam towarzyszyć wszystkim na trasie za co najmocniej przepraszam, ale moim zadaniem było pomóc tym, którym będzie najciężej. Jednak jak to wiecie przy tak długim dystansie zachodzą drobne przetasowania, stąd z kilkoma osobami miałam okazję troszkę pobyć i porozmawiać. Były to dla mnie niezwykle piękne chwile.
I tak najpierw wielkie gratulacje dla mojego dobrego znajomego, który zajmuje wyjątkowe miejsce w mym sercu Jarosława Strykowskiego za zajęcie pierwszego miejsca takie miał polecenie i się wywiązał w 100%. Cieszę się, że i Grzesiu Kanigowski spisał się na medal i dla Ciebie wielkie gratulacje. Michał (Kowalski) fajnie, że tak ładnie dałeś radę gratulacje. A teraz chwilkę o nowych wyjątkowych osobach w moim życiu. Magda Hajdysz miło było mi Ciebie poznać i przemierzyć obok Ciebie na rowerze te kilkadziesiąt kilometrów wspaniała z Ciebie kobieta. Ewuniu (Sobkowiak) fajnie, że w końcu miałam okazję z Tobą porozmawiać. Krzysiu (Płucienniku) twardziel z Ciebie i niesamowite, co robisz dla swojej kobiety (Edytka szczęściara z Ciebie i dla Ciebie wielkie gratulacje za piękny czas), Małgosiu i Kasiu (Warczak) ależ jesteście mocne, byłam obok, widziałam jak Was boli, jak cierpicie, jak walczycie, dziewczyny wymiatacie po prostu. Jestem z Was tak ogromnie dumna, tym bardziej, że wiem, iż z takim dystansem nie miałyście wcześniej do czynienia. No i na koniec mega wielki szacunek dla Michała (Komorka). Trochę ze sobą spędziliśmy czasu na trasie. Chłopie masz charakter, tak się pozbierać i biec w zasadzie do końca, mimo strasznego bólu kolana. Będę wspominać Twój wyczyn, jak sama będę walczyć 13 sierpnia.
Dziękuje także tym, którzy pomagali na trasie i robili zdjęcia.
Wszyscy jesteście NIESAMOWICI.
WIELKIE GRATULACJE DLA WAS WSZYSTKICH