Wizz Air Sofia Marathon 2024 – relacja

Wizz Air Sofia Marathon 2024 – relacja

W 2011 roku ukończyłem swój drugi maraton, a zarazem pierwszy poza granicami kraju. Był to maraton na Słowacji w Bratysławie. Prowadzony przez Maćka Rakowskiego wykręciłem czas ok 3:36. Pogrubione literki oraz wynik maratonu nie są tu przypadkowe, ale o tym już w dalszej części tekstu. Od Słowacji zaczęła się też moja przygoda z turystyką biegową.

Minęło 13 lat, mamy 2024 r. Dzwoni Maciek z kolejnym pomysłem na maraton – tym razem w Bułgarii – a dokładniej, w jej stolicy – Sofii. Pierwsze literki się zgadzają, gdy zamieniamy stolicę i państwo. Odwrotna miała być też konfiguracja prowadzących – tym razem, to ja chciałem towarzyszyć Maćkowi w jego biegu po wynik. Przy dobrych wiatrach miał być atak na ‚rekord’ patrząc na jego biegi od powrotu do zdrowia.

***

Wycieczka dość ekspresowa, wylot w sobotę, powrót w niedzielę. Trudno oczekiwać, że będzie sposobność by coś więcej pozwiedzać. Choć na samą Sofię te łączne kilka godzin, mam wrażenie, było wystarczające. Atrakcji tu w zasadzie brak. Ogólnie miasto szare, dość nieciekawe – jeszcze oddychające czasami naszych lat 90′. Szare ulice, szare bloki i tylko mieniące się w słońcu złoto na ogromnej Cerkwi Aleksandra Newskiego. Zobaczyliśmy też budynek parlamentu, rady ministrów, ministerstwa sprawiedliwości czy sądu najwyższego. Miejsca, które mijaliśmy nieśpiesznym spacerowym krokiem, mijaliśmy również na trasie maratonu. Nie było ich wiele zatem.

   IMG_20241012_193711 IMG-20241014-WA0018 IMG-20241014-WA0022

 IMG-20241014-WA0006(fot. Filip Szpecht)

***

Zacznijmy jednak od początku. Wizz Air Sofia Marathon to impreza, która oprócz tytularnego maratonu, organizuje tego samego dnia bieg na dystansie Półmaratonu oraz 10  i 5 km. W całej imprezie wzięło udział 7.200 biegaczy. Dystans królewski wybrałem ja z Maćkiem rzecz jasna, tak jak i klubowy kolega Mariusz oraz poznamy w Lichtenstein Filip. Na dystansie Półmaratonu pobiegła natomiast przedstawicielka PapugiRun Asia.

06a8c698-202d36b33c0d

462775644_1042211881246003_2001536178932520462_n

Maraton to 2 jednakowe pętle, początek o 9:30. Można było się więc wyspać, a nawet wpaść na start na ostatnią chwilę, gdyż hotel mieliśmy ulokowany jakieś 500 m od startu. Jako, że tydzień był dość intensywny i męczący, sen z soboty na niedzielę przyszedł dość szybko, ale trwał nieco za długo. Skoro mogłem wpaść na start na ostatnią chwilę – tak też się i stało. W całym tym startowym zamieszaniu zgubiłem z oczu „podopiecznego”, więc wystartowałem wspólnie z Filipem. Licząc, że Maciek biegnie gdzieś za nami, nieśpiesznym truchtem czekaliśmy aż nas dogoni. Jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, na nawrotce ok 2-3 km, że Maciej jest jakieś 500m przed nami. Podkręciliśmy więc tempo z 5:30 do 4:30 by po kolejnych kilku km zrównać się i biec wspólnie. Podobne tempo musiałem wykręcić ponownie, gdy wybiegłem z „pit-stopu” przez co musiałem nadgonić stracone minuty. Summa summarum, od 19 kilometra już do samej mety podążaliśmy wspólnie.

Trasa w większości była płaska i monotonna. Kilka niewielkich wzniesień, choć na drugim okrążeniu, po „rwanych” mocniejszych z pierwszej części trasy odcinkach, już bardziej odczuwalne. Na trasie ciekawsza tylko ta część, która zlokalizowana bliżej ścisłego centrum – pomnik Świętej Sofii, która z wyciągniętymi ramionami, jakby życzyła dobrych wyników biegaczom, Centralna Łaźnia Mineralna, Most Lwa, Rynek w Sofii i Biblioteka Narodowa,  by dalej biec mało inspirującą trasą wzdłuż drogi szybkiego ruchu, aż do nawrotki w kierunku centrum miasta, gdzie mijaliśmy pomnik Wasyla Lewskiego oraz kościoły Aleksandra Newskiego i św. Mikołaja.

IMG-20241014-WA0026

463047681_1042801734520351_1553942886291111488_n 463082566_1043120094488515_7959278825852385478_n

Na trasie punkty nawadniania były, ale w zasadzie tylko z wodą. Tych z izotonikiem – może 1 czy dwa. Ale to i tak dobrze, ponieważ rok czy dwa wcześniej, jak czytałem w relacjach, nawet wody brakowało – dodajmy przy pełnym słońcu lejącym się z nieba. W tym roku jednak pogoda była iście maratońska – około 15 stopni i słońce cały czas schowane za chmurami. Wychyliło się zza nich dopiero na ostatnich kilometrach.

Ostatecznie metę minęliśmy po 3 godzinach i 36 minutach. Wynik więc niemalże identyczny jak 13 lat temu, gdy pokonywałem maraton w Bratysławie. A po biegu? Sala tortur – czyli zamiast klasycznego masażu, wykonany pistoletem „masażerem”. Więcej tego błędu nie popełnię. Później ostatni posiłek bałkańskiej kuchni i powrót na lotnisko.

IMG_20241013_131020 IMG-20241014-WA0044

Cyferki:
#64 maraton/ultra
wynik: 3:36:06
Rank: 178 /  818

Szymon „Prezes”