Najczęściej jestem kibicem na imprezach biegowych. Tym razem postanowiłam też „swoje” zobaczyć Zapisałam się na bieg pół roku wcześniej z dużym optymizmem. Niestety wiele sytuacji utrudniło mi bieganie, nie udało się wybiegać tyle, ile chciałam. Dotychczasowo mój największy sukces to bieg po płaskim terenie na 21 km i rok temu Dycha na Jeleni Skok. Patrząc na takie przygotowanie 28 km – dla mnie to kosmos Jeszcze jako debiut w barwach Szakale Bałut Łódź Przechodząc do samego biegu…. Stres pojawił się dopiero w dzień biegu w momencie założenia plecaka Szybkie śniadanie w postaci schabowego i jazda
Zostałam odprowadzona przez Adama, Magdę i Adriana na Bieszczadzką Kolejkę Leśną. Szybkie pożegnanie i wyjazd w kierunku Żubracze. Po drodze piękne widoki, wspaniała atmosfera, przyjazne rozmowy i uśmiechy. Godzina 8.45 czas start. Nie czułam się pewnie widząc tyle przygotowanych osób, więc postanowiłam nieśmiało zająć tył kolejki do startu aby nie blokować innym startu. Pierwsze kilometry delikatnie w swoim tempie. Moje założenie to dobiec do punktu kontrolnego na 16 km w 3 h (taki limit). Trasa bez błota, na początku dużo miejsca, a później wąsko. Ciężko komukolwiek kogoś wyprzedzić, wszyscy biegną gęsiego. Koło 10 km dostałam wiadomość od Adama, że Antonina była pierwsza na mecie w kategorii Żuczki Dodało mi to skrzydeł i dużo pozytywnej energii. Do punktu kontrolnego bardzo dobrze mi się biegło, a jeszcze lepiej mi się zrobiło gdy zobaczyłam bliskie mi osoby. Tam czas leciał bardzo szybko. Udało się dobiec w 2:40 dla mnie mega wyczyn Ładowałam zegarek Garmina, Szymon poratował pysznymi pomarańczami i zadbał o nawodnienie. Adrian otworzył piwko (oczywiście 0 procent ). Adam masował obolałe kolano, które zawsze na około 5 km mi się odzywa. Magda i Marta dodaje otuchy. Wszystko działo się jak w wyścigach Formuły 1 Każdy miał swoje zadanie. Z góry dziękuję za wsparcie
Pożegnanie i dalej w trasę – wtedy zaczęła się dla mnie cięższa część biegu niby zostało 12 km – ale cały czas pod górę. Na szczęście widoki z Jasła rekompensowały mi zmęczenie. Kryzys wystąpił koło 20 km. Upał, wysiłek fizyczny i odczuwanie każdego kamienia pod stopą… w tym momencie uświadomiłam sobie że nowym nabytkiem muszą być porządne buty w teren, a nie do biegania po asfalcie. Dodatkowo koło 25 km stresował mnie zegarek – 10 procent baterii…. Następna inwestycja – lepszy zegarek (tak Adam już wiesz czego potrzebuje na przyszły rok ). W głębi duszy odczuwam coraz bardziej nogi, kolana przy zbiegach i stopy. Ale w głowie dalej pozytywnie, że jeszcze trochę meta. Mniej więcej 1.5 km przed metą zbiegając zaliczyłam wywrotkę w dół – czego efekty są w postaci zadrapania i siniaków . To już był duży moment zmęczenia, zaczęłam zbiegać/schodzić asekuracyjnie bojąc się o ponowny upadek. Słyszę w końcu krzyki, ludzi i już wiem, ostatnie 500 metrów meta. Widzę Adama z Antosią, która wbiegła ze mną na metę. Emocje są ogromne. Duże zmęczenie i duża radość. Tak udało się pierwszy raz pobiec 28 km i to jeszcze w Bieszczadach Adam zapytał tylko czy za rok Maraton Rzeźnika…. kto wie z taką ekipą można jeździć wszędzie
Ania