Listy z Islandii cz. 2 – z Rivendale do Mordoru

Listy z Islandii cz. 2 – z Rivendale do Mordoru

17 sierpnia, drugi dzień islandzkiej przygody rozpocząłem porannym przedmaratońskim rozruchem. 8 kilometrów weszło lekko. Kierunek wybrany nieprzypadkowo – było jeszcze jedno miejsce w Reykjaviku do odhaczenia: Perlan. Muzeum ukazujące cuda natury Islandii. Najbardziej niezwykłą częścią ekspozycji jest sztuczna jaskinia lodowa – jedyny taki obiekt na świecie. Gdyby mieć więcej czasu, pewnie odwiedzilibyśmy wnętrza, tym bardziej, że czytaliśmy sporo pozytywnych opinii, lecz grafik dziś mieliśmy napięty. Wracając z treningu widziałem nadchodzące chmury i starałem się zdążyć przed zbliżającym się deszczem. Zdążyłem.

Widoczne chmury zwiastowały jednak ciężki dzień. Niespełna pół godziny drogi od miasta znajduje się Krysuvik Geothermal Area – pola geotermalne, z kolorowymi i bulgoczącymi kraterami. Kiedy dojechaliśmy na miejsce nastało zło: wiatr i deszcz. Odliczyliśmy do 10 i niechętnie wyszliśmy z auta. Pola są łatwe do zwiedzania, wystarczy poruszać się po wytyczonej drewnianą kładką ścieżce. Gorące źródła, z zieloną, czerwoną czy siarczano-żółtą otuliną, nadawały niesamowity klimat i współgrały z pogodą. Zupełnie jakbyśmy z Rivendale znaleźli się na przedpolach Mordoru. Tylko ten unoszący się smrodek siarki czy też zgniłego jaja…

Dla chętnych – czyli nas, mimo kiepskiej pogody, była jeszcze do zobaczenia góra Hverfjall. Jest to wygasły wulkan, który ostatnią swoją aktywność zanotował 2500 lat temu. Wejście na nią nie jest skomplikowane, lecz na niektórych fragmentach z racji panującej pogody i śliskiej nawierzchni, musieliśmy zachować ostrożność. Chciałbym napisać, że zastała nas cudowna panorama i było warto, ale kłamać nie wypada. Wiatr momentami chciał porwać, więc po szybkich fotkach równie szybko skierowaliśmy się w dół.

IMG_20230817_110942

IMG_20230817_111615

Kilkanaście kilometrów dalej, po ponownym zachęcającym odliczaniu, wybraliśmy się się w miejsce, które nie odstawało klimatem od poprzedniego- spacer po zastygłej lawie po niedawnej erupcji wulkanicznej. Spacer rozpoczeliśmy niechętnie, dygocząc od zimna i zacinającego deszczu. Przez pogodę nawet przez myśl nam nie przeszło, by znaleźć motywację do skierowania się ku kraterowi. To co jednak zastaliśmy na polu lawowym, zupełnie nas satysfakcjonowało. Zastygły czarny jęzor spływającej lawy o postrzepionych krańcach i poskręcanych wzorach. Widok, którego nie da się zapomnieć, zarazem uświadamiający jak niszczycielską moc może mieć natura. Niezwykłym przeżyciem było wejść na zastygłą lawę, pochodzić po niej i pogrzać skostniałe ręce nas parującymi szczelinami. A kilkadziesiąt metrów dalej, z tablicy informacyjnej, okazało sie ile zakazów złamaliśmy. Przede wszystkim wchodzenia na lawę pod którą nadal mogla być gorąca magma. Na szczęście nikomu z nas nic się nie stało ale nie polecamy próbować tego w domu 😉 Na rozgrzanie i pozywienie udaliśmy sie do lokalnej piekarni po słodkie bulki oraz kawę. Poprawiło nam to humory i sprawiło że zapomnieliśmy o przemoczonych ciuchach i butach i naładowało nas energią na dalsze zwiedzanie.

 

 IMG_20230817_131005IMG_20230817_130624

Kolejnym punktem zaplanowanym na dziś było gorące źródło Gunnuhver. Według legendy, lokalny pastor zwabil i cisnął do krateru nawiedzającą okolicę ducha kobiety. Dlatego błoto tak mocno hałasuje i wrze. Jednocześnie nazwa tej okolicy – Gunnuhver – to ponoć także imię pokonanego tu ducha… Wydobywający się ze zródła obłok byl imponujący. Podobnie jak wiatr i deszcz, które znowu dawaly nam się we znaki.

Na niewielkim wzniesieniu, nieopodal Gunnuhver stoi najstarsza nieustannie działająca latarnia morska na Islandii. Natomiast bezpośrednio za latarnią morską znajduje się klif Valahnukur. Z klifu widoczne są samotnie sterczące z wody skały „stary człowiek”, obok którego podobno niegdyś stała jego partnerka „Eldey”. Uwagę zwraca również posąg ptaka Alki Olbrzymiej, wyglądem nieco przypominająca pingwina. W przeszłości liczna ich populacja zamieszkiwała wyspę Eldey. Niestety, w czerwcu 1844 roku zabito na niej ostatnich przedstawicieli tego gatunku. I tak słuch zarówno o Alkach jak i samej Eldey zaginął… Natomiast bardziej współczesną atrakcją tego miejsca są 2 elektroniczne pianina, ustawione na przeciwko siebie, z widokiem na jedna ze sterczących z wody skał. Marta i Szymon postanowili odtworzyć scenę z filmu „Volcano Man”, w którym grali Colin Farell i Rachel McAdams. Filmu nie oglądaliśmy ale obiecujemy nadrobić po powrocie :) Nie jest to zreszta jedyna lokalizacja filmowa na Islandii bowiem kręcono tu wiele scen z różnych filmów – mamy nadzieje trafić na jeszcze kilka. A jedna jaskinia nawet przypomina kształtem jednego bohatera filmowego ale nie wiadomo czy uda nam sie tam dotrzeć (jeśli uda, z pewnością wrzucimy fotki!)

 

IMG_20230817_165758Wracając w kierunku kwatery zatrzymaliśmy się jeszcze w Miðlína, czyli moście między Ameryką Północną a Europą. Mowa tu nie o położeniu państwa, a położeniu dwóch wielkich tektonicznych płyt kontynentalnych: północnoamerykańskiej i eurazjatyckiej. Grzbiet przecina niemal cały Atlantyk od jednego bieguna do drugiego, a Islandia jest jednym z niewielu miejsc, gdzie wystaje on ponad poziom morza. Symboliczna kładka pozwala przejść z jednego kontynentu (tj płyty tektonicznej) na drugi. Miejsce zrobiło największe wrażenie na dwóch osobach z naszej ekipy – z wykształcenia geografów. Ale i dla reszty ekipy niezwykłe było to, ze w kilka sekund można znalezc sie na dwóch różnych płytach tektonicznych, ktore odsuwają się od siebie w tempie 7 mm rocznie.

IMG_20230817_163437

 IMG_20230817_165734 IMG_20230817_165548