Tym razem nie było koszmaru, lekcja – rzeźnik sky 2021 odrobiona, a było tak….
Urlop w czerwcu zaczęliśmy wyjątkowo wcześnie , należała się nam przerwa na relaks, spotkanie z rodziną. Do Cisnej przyjechaliśmy w środę, bez stresu wypoczęci, wiedziałem że będzie dobrze. Obiad, pożywna kolacja w Szakalowym towarzystwie dodała energii. Na start odprowadził mnie Adrian który dodawał energii na każdym kroku, plan: biec zachowawczo, ale nie przymulać, wybiła 6 ruszyłem do boju powstała już nawet o tym piosenka: https://www.youtube.com/watch?v=mxkHG08weUk” . Biegło mi się lekko, dobrze bez gruzu, teraz wiem że nawet za lekko , gdy wbiegłem na Jasło wiedziałem po co tu jestem: dla tych widoków dla tej wolności płynącej z gór, to mój świat.
Pierwszy punkt kontrolny 16 km, właśnie uzupełniałem flaski gdy mnie zamurowalo! spoglądam na wolontariusza który właśnie przygotowywał smaczny napój izotoniczny i nie dowierzam on też, po chwili padają słowa z ust znajomej twarzy „Misiek to Ty”, „tak Adam to ja” po 18 latach spotkałem kolegę z wojska :):) szybka wymiana kilu zdań i trzeba lecieć dalej. Będąc jeszcze na punkcie spojrzałem z niepokojem na zegarek wybiła 09:00, 3 godziny zleciały niewiadomo kiedy. Biegnę dalej nic mnie nie powstrzyma to mój domek w Karkonoszach to mój koszmar minionego biegu z 2021 roku kiedy ze względu na kontuzje przywodziciela musiałem zejść z trasy. Lecę, nogi mnie niosą, ale o co kaman, po godzinie biegu jest dalej 09:00… czy czas się zatrzymał, a ja tkwię w moim koszmarze ??? Oczywiście nie, będąc na punkcie przy granicy złapałem zasięg z Ukrainy, tak naprawdę na przełęczy byłem o 8… haha lecę dalej z bananem na twarzy i tak do Hyrlatej. W tym momencie zaczynają się schody, jest ciężko ale dam radę, jest dobrze lekkie zmęczenie, nogi tego nie czują demony z głowy wyparowały jak Cola z flaska.
Dobiegam asfaltem do przełęczy nad Roztokami razem z Anią która na mnie czekała widzi że jestem uśmiechnięty i zadowolony, jest spokojna o resztę dystansu, ja też. Na punkcie czeka Adaś, kolega z wojska perfekcyjnie koordynuje mój odpoczynek, uzupełnienie płynów i kalorii. Ania robi zdjęcia nagrywa film angażuje się w pomoc to dodaje skrzydeł, na punkcie jest też Tosia, która jednak znudzona oczekiwaniem na tatę spacerowicza udała się na drzemkę . Po której przerwie muszę ruszać w dalszą podróż Okraglik, Jasło mijam mozolnie, nudę i marazm przerywa kolejny znajomy Bartosz Konopka znany z kanału na YouTube @Zwiedzanie przez Bieganie po krótkiej wymianie zdań, kilu zdjęciach lecimy razem – on ma misję znaleźć zgubimy telefon :):):D, ja dolecieć na metę . Biegnę szybko, po chwili pojawia się on, mój potwór który mieszka w lewym udzie, ale to nie przywodziciel, a mięsień półścięgnisty. Pierwszy skurcz, magnez, izo, rozciąganie… biegnę dalej, męczył mnie jeszcze 3 razy, ale ostatecznie na ostatnich 3 km wypędziłem skutecznie demona. Później to już bajka, po drodze wyprzedzam innych zawodników umęczonych nieziemsko, mam za dużo energii wiem, że poleciałem za wolno, ale było warto. Na mecie czeka ekipa Szakali, rodzina, jestem usatysfakcjonowany i chce więcej. Na pewno tu wrócę, w końcu w Bieszczady jedzie się raz…
Adam „Misiek”