Listy z podróży na Tajwan – 3: „Taipei Marathon – relacja”

Listy z podróży na Tajwan – 3: „Taipei Marathon – relacja”

Piątkowy trening po ulicach Tajwanu nie napawał optymizmem. Gorąco – bardzo. Duszno – bardzo. Samopoczucie – kiepsko. 7,5 kilometra wystarczyło, bym sobie przypomniał dlaczego gorący i wilgotny klimat mi nie służy. Maraton miałem pobiec spokojne, wszak dopiero wracam do treningów po roztrenowaniu, ale w tym klimacie nawet szacunkowy czas „3:30″ daleki był od moich możliwości. Na ten czas.

W sobotę wybraliśmy się na zwiedzanie Geoparku Yehliu i Przylądku Fugui. Pogoda – silny wiatr, deszcz. Wracając do pokoju hotelowego czułem ogólne wychłodzenie. Warunki pogodowe zmieniły nieco optykę na bieg – teraz nie martwiłem się wysoką temperaturą, a jedynie porannym samopoczuciem.

Pobudka po 4 rano, czasu polskiego będzie to 21. Wstaję bez większych problemów, chyba pierwszy raz od pobytu tutaj czuję, że się wyspałem. Niedługo później wychodzimy z hotelu zmierzyć się z nową przygodą – Taipei Marathon.

Sam maraton jest jednym z najważniejszych maratonów miejskich na Tajwanie, a Maraton Tajpej oraz towarzyszące mu biegi (Półmaraton, 10 km, 5 i 3 km) cieszą się znaczącą renomą w całej Azji. Dość powiedzieć, że rok rocznie przyciąga on prawie 30 000 uczestników na placu ratuszowym w Tajpej, aby wspólnie celebrować ducha biegania.

Po dotarciu metrem wypełnionym biegaczami na dworzec City Hall, skierowaliśmy się w kierunku wozów depozytowych. Dość łatwo je odnaleźć gdyż szły tysiącami – mój numer 10098 = wóz oznaczony numerem 10. Ciuchy na przebranie wrzuciliśmy do zakupionej torby wielokrotnego użytku, innych toreb, w tym foliowych worków tutaj się nie honoruje. Torbę zakupioną na jednej imprezie można wykorzystać na kolejnych. Narzucilśmy na siebie foliowe worki by nie tracić ciepła. Później przyszło nam szukać miejsca startu, na który docieramy kilka minut przed 6:30. Nasze numery przydzielone były do bliżej umiejscowionej od startu strefy „C”, ale by się tam dostać musielibyśmy posiąść umiejętność latania. Wcisnęliśmy się w tłum biegaczy w strefie „D” i poczekaliśmy na odliczanie.

Wybiła 6:30. Tłum zaczął powoli ruszać do przodu. Pożegnałem Maćka życząc mu powodzenia. Cicho odśpiewałem Mazurka Dąbrowskiego. Pogoda 13 stopni, bez deszczu. Szaleć nie będę, ale to moje warunki, mój czas.

Pierwszy kilometr to przedzieranie się przez tłum biegaczy. Gdy czuję, że ciało się rozgrzało i zaczyna pracować jak należy, zrzucam foliowy worek i wpadam w swój rytm. Kolejne kilometry łykam po 4:46, trochę za szybko (powinienem biec po 4:55) ale czuję się tak dobrze i komfortowo, że na siłę nie zwalniam.

Początek trasy, jak to bywa w miejskich maratonach, przebiega w naturalny sposób przez liczne zabytki. Zaczynając od ratusza w Tajpej, mijając wysadzany drzewami bulwar Ren’ai Road, biegacze przemierzają takie zabytki, jak Salę Pamięci Czang Kaj-szeka, czy Bramę Północną. Jest ona jedyną zachowaną budowlą tego typu z okresu panowania dworu Qing (1684-1895). Podczas  rządów kolonialnych (1895-1945) teren wokół głównego dworca kolejowego w Tajpej był czasami nazywany Paryżem Wschodu, a Bramę Północną porównywano do Łuku Triumfalnego w stolicy Francji. Później idzie (a raczej biegnie) nam mijać Biuro Prezydenta i przypominającą zamek świątynię poświęconą poległym żołnierzom.

ALLDATAx1_1-1-10 ALLDATAx1_1-1-9

ALLDATAx1_1-1-1

Kilka kilometrów trasy, z którego odsłania się krajobraz miasta, wiedzie przez wzniesienie autostrady wschodniej Tajpej. To tutaj też zaczyna pierwszy raz mocniej wiać i lekko pokrapiać. Wcześniej nie trzymałem się żadnej grupy, w zasadzie cały czas wyprzedzając kolejnych zawodników. Teraz jednak, zamiast walczyć z wiatrem i dodatkowo się wychładzać, chowam się w grupce biegaczy, a gdy „zamulają” przyśpieszam i wtapiam się w kolejną.

Półmetek mijam z czasem 1:42. Gdyby utrzymać to tempo, na mecie zameldowałbym się w 3:24. Czuję się jednak na tyle dobrze, że nie wykluczam lekkiego przyśpieszenia, ale wszystko w granicach rozsądku. Gdy zbiegliśmy z autostrady i trasa prowadziła alejkami równolegle do niej, wiatr ustał. Czułem, że to ta chwila, choć jeszcze kilkanaście kilometrów do mety. W okolicach 29 kilometra przyśpieszyłem. Zacząłem doganiać kolejnych zawodników, a gdy ich łapałem, zaraz wybierałem na cel kolejnych.  Odliczam sobie w głowie odcinki, w których mam biec nie wolniej niż wcześniejszy kilometr – 29-30, później 30-33, 33-35… Kolejne kilometry mijają bez problemów. Zero skurczy, zero poczucia zmęczenia, które zmusiłoby mnie by zwolnić. Mijani ludzie na tym odcinku często już przechodzą do marszu, masują i rozciągają mięśnie z powodu skurczy. Gdy z parku wybiegamy do centrum, na ostatnich 2 km puszczam już hamulce: 41 km wpada w 4:36, zaś ostatni kilometr w 4:08.

ALLDATAx1_1-1-42

Finisz, ostatnie 200 metrów po bieżni i META. Na mecie melduję się z wynikiem 3:21:42. Jeszcze 2 dni wczesnej daleki byłem od założeń, że jestem w stanie tak pobiec. Pogoda była jednak nad wyraz łaskawa, a dokładając do tego szybką trasę – wynik na mecie bardzo satysfakcjonujący. Po odebraniu medalu idę tak, jakbym dopiero co miał zacząć swój bieg, czyli.. normalnie. Jest to budujące, równie bardzo jak sam wynik. Zakładam, że Maciek wbiegnie na metę w okolicach 4 godzin, idę więc zagospodarować pozostały czas. Nowością, z jaką dotychczas na żadnej imprezie się nie spotkałem była gratka dla morsów – baseny z zimną wodą. Stołeczek do siedzenia, foliowe worki na stopy do wysokości kolan i siup do wody. Nie ukrywam, przyjemne uczucie. Spędzam tak kilka minut, gdy zaczynam czuć, że zaczyna mną lekko telepać, przerywam „morsowanie” i idę w kierunku masaży. Tam spędzam kolejne minuty obserwując na wielkim telebimie wbiegających zawodników. Wtem, ku memu zaskoczeniu widzę postać w znajomej koszulce: radość jak gladiator po zwycięskiej walce. Ręce uniesione ku górze, pozuje to z jednej, to z drugiej strony. Maciek – wygrał dziś swoją walkę z czasem 3:51! Gdy go odnajduję, wygląda w równie dobrej formie, choć widać, że naładowany endorfinami.

ALLDATAx1_1-1-8 ALLDATAx1_1-1-2

DCIM100GOPROGOPR2828.JPG DCIM100GOPROGOPR2839.JPG

Garść statystyk:
Szymon: 3:21:42 miejsce 1577/8117
Maciej: 3:51:10

Jako ciekawostkę można dodać, że złamanie 3 godzin dawało dopiero 437 pozycję, co pokazuje dość wysoki poziom zawodników, którzy wzięli udział w biegu.

Maraton, maratonami – był czas na przyjemności, czas nadszedł też i na obowiązki. Lub odwrotnie w zależności od punktu siedzenia. Dotychczas w Tajpej odwiedziliśmy głównie nocne targi, ale miasto to ma do zaoferowania dużo więcej. Po krótkim odpoczynku poszliśmy nadrabiać zaległości turystyczne. Na pierwszy ogień skierowaliśmy się do miejsca, które widzieliśmy tylko z perspektywy biegaczy: Liberty Square (plac wolności) gdzie znajdują się okazałe budynki: Chiang Kai-shek Memorial Hall oraz Teatr Narodowy i Opera. Następnie odwiedziliśmy kilka świątyń: Bangka Lungshan Temple, Taipei Confucius Temple oraz Dalongdong Baoan Temple.

Czas spędzony na Tajwanie wycisnęliśmy w całości, pora wracać – przed nami 36 godzin powrotu do domu…

404373365_3193493640944504_8486974324726190899_n IMG_20231217_105737

IMG_20231217_140411 IMG_20231217_140551

IMG_20231217_141637 IMG_20231217_141859

IMG_20231217_173317 IMG_20231217_172553 IMG_20231217_171728

IMG_20231217_170457 IMG_20231217_172755

IMG_20231217_175144